Ostatnimi czasy okazję miałam poćwiczyć znajomość wszelkiego rodzaju przekleństw. Okazuje się, że zam ich niemało, co było zaskoczeniem, ale również dobrym urozmaiceniem, gdyż klęłam tak kilka dni. Oczywiście, nie całe dnie, ale po godzince, dwie. Zastanawiacie się pewnie co sprawiło, iż tego typu słownictwo miałam okazję praktykować. Już wam pokazuje...
Zamarzył mi się "zakręcony" trójkąt, to sobie wyplotłam, ot co! Łatwo nie szło, zwłaszcza przy zszywaniu. Kilka razy luby mój słyszał twierdzenia: "Nie umiem!", "Nie da się!", "Nie wychodzi mi!", był jednak na tyle kochany, by powtarzać, że dam rade, że się uda, no i miał racje :)
Wyplotłam, zszyłam, poćwiczyłam przekleństwa, zadowolona z siebie jestem bardzo, ale ... nie wiem co dalej z nim począć. Czy brelok? Czy wisior? Czy może jeszcze co innego... Na chwile obecna cieszy moje oko taki jaki jest, przekładany z miejsca na miejsce. Czas pokaże w co się przerodzi.
Cieszę się gdyż, przybywa mi obserwatorów, nie jest to poruszenie narodowe, ale kilka osób, które dodały mnie do swojej listy sprawia, że chce dziergać więcej. Komentarze, które zostawiacie pod postami są również przemiłe. Za wszystkie dziękuje z całego serducha.
Na koniec, podzielę się wzorkiem na powyższy trójkąt , który sama wygrzebałam w czeluściach internetu: