Zanim zaopatrzyłam się w pierwsze Rivoli Swarovskiego wzbraniałam się przed nimi rękoma i nogami. Nie zachwycały mnie. Przecież to tylko szkiełko. Oszlifowane. Błyszczące, rażące. No ale stało się, zakupiłam pierwszych kilka sztuk i zawładnęły mną. Obecnie jedynie co robię, to oplatam Rivioli za Rivioli i przestać nie mogę. Śmieję się już sama z siebie, że powinnam zacząć zamawiać je na kilogram,y a nie na sztuki :) Coś jednak w sobie mają, że potrafią zachwycić kobietę i ciężko wydostać się z sideł ich uroku.
Tak więc prezentuje wam kolejną gwiazdę wieczoru :
Nie obyło się oczywiście bez niklowanych Toho, którym towarzyszą Toho Matte Colour Iris Gray otaczające Rivioli w kolorze Peacock Eye.
W kryształkach Swarovskiego chyba zaklęta jest jakaś magia, bo jak się z nimi raz zacznie pracować, to ciężko się od nich uwolnić. Znam to z własnego doświadczenia ;) Twój wisiorek jest śliczny. Taki delikatny, elegancki :)
OdpowiedzUsuńKryształki są uzależniające. Doświadczyłam tego. Chociaż zrobiłam dopiero kilka biżutków z ich wykorzystaniem to mam ich pokaźną kolekcję (pewnie wszystkie dostępne na naszym rynku kolory) i lubię je sobie czasem wyjąć, rozpakować i pooglądać. Bardzo lubię to ich migotanie i błyszczące fasetki. Twój wisiorek śliczny - zgadzam się z Cateriną. Delikatny.
OdpowiedzUsuńRobisz przecudne prace a jeszcze te z kryształkami...
OdpowiedzUsuńI chciałabym Cię poinformować o nominacji do LBA na http://beadedworld.blogspot.com/
Pozdrawiam :)